Sąd i wybawienie
Ześlij światło i prawdę swoją… /Psalm 43,3/
Niedziela Judica, od pierwszego słowa łacińskiego introitu „Judica me, Deus…”, co znaczy „Sądź mnie, Boże…” /Psalm 43,1/, mówi o grzesznym człowieku i bezgrzesznym Synu Bożym, który w zamian za grzesznika – a więc także za mnie i za ciebie – poddał się sądowi Bożemu.
Piąta, przedostatnia niedziela pasyjna przypomina nam jedną z największych i najważniejszych prawd Ewangelii: Jezus, bezgrzeszny Człowiek–Bóg, umarł na krzyżu zamiast mnie, płacąc karę za mój grzech.
W pieśni „Golgota” Halina Kudzin wyznaje: „To nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech, to nie ludzie Cię skrzywdzili, lecz mój grzech, to nie gwoździe Cię trzymały, lecz mój grzech, choć tak dawno to się stało, widziałeś mnie.”
Przyczyną śmierci Chrystusa na krzyżu było to, że jestem grzesznikiem. Jezus wziął na siebie mój grzech i umarł, płacą karę za mój grzech, żebym mógł żyć wiecznie.
Nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Nie mam myśleć o Żydach, którzy nie rozpoznali i wydali Mesjasza, ani o Rzymianach, którzy wykonali wyrok. Bóg każdemu z osobna otwiera drogę skruchy, wyznania grzechu i przyjęcia daru zbawienia. Już pod krzyżem pojął to rzymski setnik i wyznał, że Jezus jest prawdziwym Synem Boga, uznali to Józef i Nikodem, żydowscy dostojnicy, którzy z miłością namaścili i pochowali ciało Jezusa.
Muszę uwierzyć, jak Paweł, że „Zapłatą za grzech jest śmierć, ale darem łaski Bożej jest życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” /Rzym. 6,23/. Zapłatą za mój grzech jest śmierć Jezusa. Ponieważ kocha mnie Bóg, pełen łaski i miłości Ojciec, karę za mój grzech przeniósł na swego Syna, który jako jedyny Człowiek bez grzechu mógł na siebie wziąć mój grzech i umrzeć za mój grzech. To – i tylko to – otwiera mi drogę do życia w serdecznej więzi z Bogiem, i nie chodzi tu głównie o życie doczesne, ale o życie wieczne.
„Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. To słowa Jezusa, zapamiętane i zapisane przez Jana, który stał pod krzyżem, był w pustym grobie, a potem spotykał się ze Zmartwychwstałym, nawet jadł z Nim śniadanie nad Jeziorem Genezaret.
Czy ja spotykam się z Chrystusem? Czy wierzę w Jego Słowo? W Jego śmierć jako zapłatę za mój grzech? W życie wieczne jako Jego dar, dany mi darmo, z łaski?
Czy uświadomiłem sobie i wyznałem swój grzech i poprosiłem Go o wybawienie?
Czy spotykam się z Chrystusem? W modlitwie, w Jego Słowie, u Jego Stołu?
Psalmista, który prosił „Sądź mnie, Boże…”, wołał też „Ześlij światło i prawdę swoją”.
Jego modlitwa została wysłuchana. Na koniec wyznał:
Przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga wesela i radości mojej, i będę cię wysławiał na cytrze, Boże, Boże mój…!
Czemu rozpaczasz, duszo moja, i czemu drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim! /Psalm 43,4-5/