1.5

Jak co roku, Centrum Misji i Ewangelizacji zaprosiło na noworoczne spotkanie swoich pracowników i wolontariuszy. Był czas na wspólne śpiewanie kolęd, modlitwę, zabawę, podsumowanie minionego roku, zapowiedź planów. Był czas na śmiech z samych siebie dzięki tekstowi Marka Cieślara, który autor odczytał osobiście, z góry przepraszając za niektóre żarty.

Oto fragmenty tekstu pt. “Ludzie to Boża metoda”:

Jest dwóch takich, co to nie żeby ukradli księżyc, ale rozebrali stodołę, co rusz to wytną jakieś drzewo, ciągle coś chowają i wyciągają, rozkładają i składają, dziurawią i łatają, dmuchają i wypuszczają powietrze, zimą odśnieżają, choć za tym nie przepadają, no i efekt jest taki, że śnieg już prawie w ogóle nie pada. Ale, generalnie, są bardzo dzielni, sprawni, silni niczym Schwarzenegger, co trzeba – a trzeba dużo – to naprawią, oczyszczą, załadują, rozładują, uruchomią, przewiozą.  Do pomocy mają trzeciego, wahadłowca,  Andrzeja, który za jednym razem dziesiątki obiadów potrafi rozwieźć w kilka godzin po wsiach, przysiółkach, w miejsca dostępne i niedostępne, niezależnie od pogody, pory roku czy stanu i gabarytu aktualnie sprawnego auta. I wszystkim smakuje, nam też. Dzięki, Andrzeju, dzięki Bożeno, Kasiu, Aneto, za pyszne obiadki i za to, że podajecie je z uśmiechem, pogodnie, życzliwie, a od czasu do czasu to i ciacho do kawy upieczecie świeżutkie, pachnące…

Foto: Stanisław Boczar
chevron-right chevron-left

Wahadłowców ci u nas więcej – na przykład wpadają tu, prosto z ulicy, pedagodzy UNO. Ino na godzinę, dwie, lub trzy, ale zamętu ci wtedy co niemiara, bo najpierw afery, zadymy i draki jakieś na ulicy czy na świetlicy robią a potem to trzeba rozliczać, podsumowywać, opisywać. Nawet Unia Europejska i wielkie miasto Bytom mają z tym kłopoty, a co dopiero my.

Wpadają też do bazy CME od czasu do czasu The Fingers, co to dziesięcioma palcami, a właściwie dwudziestoma do pracy na niwie Kościoła się włączyli, mnóstwo spotkań, konferencji organizują, wykłady, studia biblijne przygotowują, poradnictwo i bloga prowadzą,  nawet kazania głoszą, mimo że bez CHAT-u do niejednej chaty z krzyżem na dachu śmiało wchodzą, duszpasterstwo nowego typu, nowego formatu w życie wprowadzają, nadzieję na rozszerzenie horyzontów i przewietrzenie struktur rodzą, ożywczego ducha we wnętrza luterskiego porządku i obrządku wnoszą.

Niespokojnym duchem, pojawiającym się to tu, to tam, również w bazie CME, jest Jolanta, Janik, co jak Janosik, w Beskidach dzielnie granice przekracza,  w Czechach i w Polsce bywa, różne skarby nie tyle bogatym co panu Bogu zabiera i przekazuje maluczkim. Wspiera w tym Danutę, co osamotniona w przeciwnym razie by była w przekazywaniu skarbów z niebiańskich komnat tym najmniejszym. W różne inne pożyteczne sprawy się te dwie dzielne niewiasty angażują, ważną dla przyszłości  K. i społeczeństwa misję prowadząc.

Na chwilę oderwać się od bazy i zaglądnąć w kilka miejsc nam trzeba, mniej lub bardziej od CME odległych, jak to w Asuanie, niedaleko piramid egipskich leżące, gdzie na szpitalnych łożach leżą nasi bracia o ciemniejszej skórze, nad którymi pochyla się Ania, pielęgniarka-misjonarka, z Wisły nad Wisłą pochodząca, a teraz nad Nilem usługująca. Szkoli też egipskie  dziewczęta, żeby jako pielęgniarki wspierać ją mogły, a przede wszystkim naszego wsparcia one i Ania, lekarze i cały personel medyczny chrześcijańskiego szpitala w Egipcie potrzebują.

Bliżej, choć nie całkiem w okolicy, bo w stolicy, działa szybka, wielofunkcyjna, Bożena 3 D, zasilająca bazę grafikami, bannerami, ulotkami, plakatami, dbająca  przede wszystkim  o to, żeby było co czytać. Szefowa wydawnictwa Warto zapewnia księgarni Warto sporą część dobrych tytułów, a tu, przy Wyższej Bramie, AL, Ewa, Miriam i Danuta uwijają się, żeby zaspokoić apetyty najwybredniejszych czytelników, sprowadzić wszystkie najwartościowsze książki, przekazać je wszystkim pragnącym poznawać wartościową lekturę – no nie, nie nieodpłatnie – ale zdarzają się promocje, pakiety, rabaty, więc warto zaglądać do Warto. Warto.

Na parterze budynku CME jest jeszcze jeden niezależny, wydzielony departament, gdzie głos grzęźnie w gardle, nie odbija się od ścian, gdzie wchodzi się bez butów, najlepiej boso, w pochyleniu, gdzie niezależny, samorządny, samofinansujący się, nagłaśniający i nagrywający superX udziela z rzadka audiencji.  Jeśli masz szczęście i nie trafisz tu w porze nagrania, wyjazdu na którąś ze światowych scen, czy pobytu rekreacyjnego pod Salmopolem, możesz coś tu załatwić, zostawić laptopa czy inny sprzęt do naprawy albo umówić się na wizytę z tym, którego ręce leczą… wszystko co … elektroniczne.

Lekarzem dusz natomiast, dyplomowanym, jest dr Greg Olek. W pobliskim Syloe, niczym w jerozolimskiej sadzawce,  wraz z innymi specjalistami udziela porad i wskazań, dokonuje uzdrowień, stosując biblijną dietę, inicjuje duchową odnowę.

Nad wszystkim, nad wszystkim  czuwa Wielki Mistrz, Rycerz Paweł, herbu Obst, bez kreski, ale ze spacją – i bądź tu mądry człowieku, jak to z tą pisownią jest, tym bardziej, że księżniczka tego samego herbu, zwinna, szybka i bystra, ogarniająca sekretariat i przestrzenie rycerskie – pisze się z kreską Gumpert-Obst, z krótką kreską, bez spacji.

Rycerz Paweł wielokrotnie bywał na dawnych kresach wschodnich, nieobce mu są Łuck, Wilno, Grodno, nawet Charków, bywał też w Siedmiogrodzie, gdzie rozdawał prezenty, niósł pociechę i chrześcijańskie przesłanie. Teraz głównie, jak wszyscy współcześni rycerze zgromadzenia Joannitów, udziela pierwszej pomocy metodą usta – usta i innymi wypracowanymi przez wieki metodami, z użyciem wielorakich narzędzi, krzeseł, łoży, materacy, etc.

Podczas weekendów wdziewa szatę diakona i każe, tzn. głosi kazania, o Bożej łasce w Łasku.  W dni powszednie pomieszkuje nie w zamku, nie w oazie, a w bazie, jak przystało – na górze, skąd widok ma szeroki, rozległy, perspektywiczny.   Stara się wszystkie wcześniej opisane wizje, zadania, projekty nadzorować, rozwijać, a że zadanie to niełatwe, prawdziwie rycersko-diakonijno-parafialno-ewangelizacyjno-misyjno-pomocowo-kulturotwórczo-prorodzinno-ogólnokościelno-ogólnochrześcijańskie, a więc wielkie, czasem, by wytchnąć, oderwać się od tego co skomplikowane, złożone, wychodzi ku temu co proste, naturalne, cieszy się ze spotkania z zającem, czy sarną lub też inną zwierzyną wychodzącą z okolicznych lasów. Albo i coś własnoręcznie ugotuje, upiecze,  i w spokoju, dodając łyk wina z rycerskich piwnic, spożyje.

Niech nam długo  żyje!

P.S.

Wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób, angażują się, wspierają, pomagają, w imieniu wszystkich w CME serdecznie dziękujemy – w imieniu tych z bazy i tych wahadłowych – z Cieszyna, Bytomia, z Gliwic, ze stolicy, z Bielska Białej, z Afryki, z Tych Tych, czy Tychów, z Wyższej Bramy – przybywajcie, kupujcie warto, warto – ach, znów te reklamy. 

                Jesteśmy Wam bardzo wdzięczni, za wsparcie, pomoc, modlitwę.

                Z Bożą pomocą, wspólnie zwyciężymy o miłość i pokój bitwę.

 


Nasi partnerzy