Mam chyba 6 lat. Jest letni wieczór, sobota. Mieszkamy na wsi, w domu z ogrodem. Rodzice, moje dwie siostry i dziadkowie. Ja z najbliższymi na piętrze, czyli „na wyrchu”, dziadkowie na parterze. Kiedy o tym piszę, myślę, że to wygląda na luksus, chociaż było bardzo skromnie, żeby nie napisać ubogo. Muszę też dodać coś o dziadkach. Nie pozwalali tak mówić o sobie. „Jo je starzyk, a nie żaden dziod”, usłyszałam, kiedy odezwałam się do niego per dziadku. Myślałam, że to brzmi pięknie i jakoś wyjątkowo, bo takim językiem posługiwali się bohaterowie pierwszych czytanych mi jeszcze wtedy opowiadań, ale starzykowie byli innego zdania.
Został mi w pamięci ten wieczór. Całą rodziną siedzimy na ławeczce przed domem, nie ma tylko mamy. W domu schną podłogi (mówiło się „deliny”), wyszliśmy na zewnątrz, żeby nie „namarasić”. Mama myje jeszcze schody i to jest ostatnia praca w tym dniu. Z kuchni unosi się zapach drożdżówki, „zawijoka z jabłkami”. Jak trochę przestygnie, dostaniemy po kawałku, reszta będzie na niedzielę. Przez małe okno na schodach widzę włączone światło, ma ciepły żółty kolor. Dzisiaj nie lubię białego światła i nie chcę się do niego przyzwyczajać. Przy żółtym jakoś mi cieplej na duszy. Na schodach świeci żółte światło żarówki i wiem, widzę, że mama zaraz
skończy pracę.
Lato tak pięknie pachnie, powoli pokazują się pierwsze gwiazdy. Starzyk zaczyna pieśń, do której powoli się przyłączamy: „Już ostatni za górami promień słońca zgasł, Zbawicielu zostań z nami, nie opuszczaj nas”. Ilekroć dzisiaj śpiewam tę pieśń, mam w pamięci tamten obraz i czuję wzruszenie. W tym wzruszeniu jest poczucie bezpieczeństwa, harmonii świata, prostota. Nie pamiętam, czy wtedy czułam się szczęśliwa, nie umiałam być może tego nazwać, ale dzisiaj, przywołując te wspomnienia, jestem.
Jakie było znaczenie tego wieczoru dla mojego życia, wyborów, poszukiwań, decyzji? Ogromną radość sprawia mi odkrywanie tego. Tyle szczegółów ma tak ogromne znaczenie. Chociażby tęsknota za odczuciem, że umycie schodów kończy pracę na dzisiaj, potem zaczyna się świętowanie. Nie chcę myśleć, że jeszcze tyle niezałatwionych spraw. Umyć schody to postawić kropkę nad „i”. A wspólny śpiew w rodzinie? Wspólna ławka przed domem? Tak uczyłam się odczuwać szczęście i w przeróżny sposób go potem poszukiwałam i realizowałam.