Mój znajomy lubił mawiać, że życie składa się z sezonów. Jest czas angażowania się w poszczególne aktywności, pasje, zakręty rozwojowe, kryzysy do przepracowania, różnorakie społeczności, czas poszukiwań i być może w końcu ustatkowania. Nieraz trudno coś zakończyć, jednak bez tego jeszcze trudniej coś innego zacząć. Jest i sezon na pyszne czereśnie, śmieszne opowieści, dzielony smutek i łapanie płatków śniegu. Poruszanie się pomiędzy tym wszystkim wymaga nie lada wysiłku, otwartości, sprężystości nawet.
Idąc tym tropem – obecnie mam sezon na dziecko. Styl życia „sprzed dziecka” uległ modyfikacji, a wiele z jego składowych pożegnałam już na dobre. Teraz jest Ona. Podporządkowujemy jej naszą codzienność. Jest to sezon pełen zachwycających radości, czułej miłości, nieskończonego urzeczenia. Dla równowagi, bywa też czasem trudnym, nieustannie stawiającym wyzwania, nieraz niedającym szans na poprawkę. Jest to czas, który zaważy na przyszłym życiu naszej córeczki, na życiu naszej rodziny. Teraz właśnie przywiązujemy się do siebie, tworzymy więzi, siejemy ziarna, które będą owocować. Prawdziwe pole do popisu!
Teraz oto teoria wyczytana w grubych książkach spotyka mnie w praktyce najbardziej osobistej. Relacja mamy (a raczej „stałego opiekuna”, nie zawsze jest nim mama) z nowo narodzonym dzieckiem jest doskonale opisana w literaturze nie tylko psychologicznej. Co więcej, nawet, często traktowana po macoszemu (!), relacja taty z dzieckiem, a dokładniej reakcja taty na niemowlę zyskała swoje miano – „pochłonięcie” (engrossment). W skrócie rzecz ujmując, jest to całkowite zaangażowanie, zaaferowanie, zaabsorbowanie malutkim człowiekiem. Świat rodziców staje do góry nogami, a ci dosłownie szaleją na punkcie swojego dzidziusia. Niestety nie zawsze tak jest.
Brytyjski psychiatra i psycholog John Bowlby w latach ‘60 XX wieku stworzył koncepcję przywiązania. Opisał sposób i jakość tworzenia się więzi pomiędzy niemowlęciem przybywającym na świat z wrodzonymi zdolnościami, które pomagają mu uzyskiwać i utrzymywać poczucie bezpieczeństwa, a jego opiekunem (opiekunami), od którego wrażliwości i reaktywności na jego sygnały zależy, czy dziecko faktycznie będzie czuło się bezpiecznie. Tworzą się interakcje, w których maluszek aktywnie poszukuje bliskiego kontaktu, a dorosły odpowiada na jego potrzeby. Od tych odpowiedzi zależy naprawdę bardzo dużo.
Wzorzec przywiązania, którego uczymy się w niemowlęctwie, ma swoje konsekwencje w obszarach poczucia własnej wartości, relacji z rówieśnikami, stopniu zależności od dorosłych, odczuwanej empatii i prężności naszego ego (to zdolność do elastycznego reagowania na zmieniające się okoliczności, frustrację, wytrwałość w działaniu, zaradność i pomysłowość). Badania pokazują, że zakłócenia w tworzeniu przywiązania mogą mieć niekorzystny wpływ na rozwój osobowości, a nawet mogą stanowić istotny czynnik ryzyka w rozwoju zaburzeń psychicznych. Styl przywiązania bardzo silnie oddziałuje również na związki zawierane w dorosłości.
Kiedy opiekun jest dla dziecka nieprzewidywalny, niestały i niezaangażowany, skupia się na własnych myślach, nastrojach i samopoczuciu, ignoruje sygnały wysyłane przez dziecko i wycofuje się z kontaktu (szczególnie kiedy dziecko doświadcza napięcia), wtedy tworzy się przywiązanie lękowo-ambiwalentne. Dziecko, które nauczyło się takiego stylu przywiązania, w przyszłości może mieć wzmożoną potrzebę bliskości i uznania przez innych, akceptacji, od której uzależnia swoją samoocenę, a równocześnie będzie bardzo bać się odrzucenia, nie ufać innym, a mimo to usilnie dążyć do związku.
Przywiązanie unikające tworzy się, kiedy opiekun nadmiernie kontroluje dziecko, a przy tym nie okazuje emocji, odtrąca lub ignoruje dziecko, nie przytula go, nie przyjmuje perspektywy małego człowieka i realizuje swój własny plan, nie dostosowując się do inicjatywy dziecka. Kiedyś ten maluch będzie lubił polegać tylko na sobie, nie będzie chciał zależeć od innych, ponieważ doświadczył tego, że inni są niezdolni do opieki, będzie odczuwał dyskomfort w sytuacji intymności i współzależności z drugą osobą, będzie czuł się zagrożony, bał się odrzucenia, ale zaneguje te potrzeby, odizoluje się od nich i zahamuje ekspresję emocji.
Styl bezpieczny to komfort odczuwany w relacjach z innymi, swoboda w współzależności z innymi i zależności od siebie samego, pewność bycia kochanym i dowartościowanym, mniejszy strach przed odrzuceniem czy nadmiernym zbliżeniem, adekwatne umiejętności społeczne, pozytywne oczekiwania. To owoc bycia otoczonym miłością, doświadczania odpowiedzi na potrzeby, radosnego kontaktu z opiekunem, który jest ciepły, odpowiedzialny, dostępny, troskliwy i sprawiedliwy.
Brzmi to może nieco przerażająco. Szczególnie, jak dodamy do tego jeszcze pewien przekaz pokoleniowy – ktoś czegoś nie dostał, czegoś się nie nauczył i nie nauczy tego swojego dziecka. Co więcej, do stylów przywiązania dodano jeszcze jeden – dezorganizację przywiązania, w którym zawiera się m.in. różnego rodzaju przemoc wobec dziecka. Według statystyk pozabezpieczne style przywiązania dotyczą ok. 2/5 dzieci. Większość dzieci prezentuje bezpieczny styl przywiązania, ale ta „mniejszość” wcale nie jest taka mała.
Co uspokajające, pomimo pewnych prawidłowości, fundamentalnych teorii, udowodnionych zależności, przebadanych łańcuchów przyczynowo-skutkowych, istnieje jeszcze coś więcej, coś ponad. A raczej Ktoś. Wierzę, że z Bożą pomocą (w której nieraz zawiera się ziemska pomoc terapeutyczna), można odwrócić najtragiczniejszy bieg historii. Że to, co wydaje się być przesądzone czy nieuniknione, może jednak przynieść nieoczekiwane skutki. Dla Boga nie ma rany zbyt głębokiej, serca zbyt roztrzaskanego, duszy zbyt okaleczonej. Jego nie zatrzymała nawet śmierć.
Nawet jeśli w rodzicielstwo wstępujemy z obiecującymi kompetencjami i umiejętnościami, to i tak każdy dzień z dzieckiem jest nauką. Nie wynaleziono jeszcze (i oby nigdy do tego nie doszło!) instrukcji obsługi tej małej istotki, która całkowicie zależy od nas. Pierwszy rok życia, tak istotny ze względu na tworzenie się przywiązania, jak i nieprawdopodobny rozwój psychofizyczny, jest czasem, którego zaprzepaszczenie może być bardzo bolesne w skutkach. Ale znowu – współczesna wiedza psychologiczno-pedagogiczno-społeczna w żaden sposób nie unieważnia czy nie ogranicza Bożej wszechmocy, doskonałej miłości, a Jego ramię nigdy nie jest za krótkie, żeby pomóc, naprawić, wyprowadzić na prostą1.
Mój czas jest teraz w dużym stopniu poszatkowany, dni niby podobne, a o stałość w nich bardzo trudno. Codzienne przyjemne rytuały nie zawsze tworzą stały schemat na okres dłuższy niż tydzień, każdy dzień ma swoje cienie i blaski. Jest czas od i do, zaraz i potem, drzemkowy, smakoszowy, zabawowy, kąpielowy, spacerowy, a wokół tego śmiech, śpiew i tańcowanie. Mam świadomość powagi sytuacji i świadomość swojej słabości, żeby temu sprostać. Z każdym dniem otrzymuję jak mannę to, czego potrzebuję do bycia mamą, nie muszę bazować jedynie na własnych, zawodnych zasobach. Żyjemy przede wszystkim w rzeczywistości duchowej, prawda?
Plan na najbliższy dzień? Chcę, żeby córeczka taplała się w naszej miłości i czułości, żeby czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Chcę być jak najbliżej niej, cenić sobie te chwile i ufać, że ten unikalny czas przyniesie w przyszłości dobre owoce. Ale najważniejsze i najpiękniejsze jest to, że nad wszystkim czuwa nasz dobry, kochający Bóg.
Korzystałam z następujących książek:
Psychologiczne portrety człowieka pod red. Anny Izabeli Brzezińskiej, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2005.
Księga Rodzicielstwa Bliskości William Sears, Martha Sears, wyd. Mamania, Warszawa 2013.
1 Weźmy na przykład kilka fragmentów z Księgi Izajasza:
„Gdyż byłeś schronieniem słabemu, schronieniem ubogiemu w jego niedoli, ucieczką przed powodzią, cieniem przed upałem” (25,4); „Pan opatrzy skaleczenie swojego ludu i uleczy zadaną mu ranę” (30,26); „I poprowadzę ślepych drogą, której nie znają, ścieżkami im nieznanymi ich powiodę, ciemność przed nimi obrócę w jasność, a miejsca nierówne w równinę. Oto rzeczy, których dokonam i nie zaniedbam ich!” (42,16); „Aż do lat sędziwych będę was nosił; Ja to uczyniłem i Ja będę nosił, i Ja będę dźwigał i ratował.” (46,4); „Czy kobieta może zapomnieć o swoim niemowlęciu i nie zlitować się nad dziecięciem swojego łona? A choćby nawet one zapomniały, jednak Ja ciebie nie zapomnę.” (49,15)