W przeszłości kilka moich pacjentek miało chorą tarczycę i zbliżone objawy, lecz teraz, kiedy sama je czułam, mogłam dopiero całym sercem je zrozumieć.
Pod koniec czerwca zostałam zdiagnozowana – stan zapalny oraz niedoczynność tarczycy. Już parę miesięcy wcześniej zauważyłam, że brak mi sił, moje myśli są rozproszone, a hormony szaleją niczym burza. Mając 34 lata, czułam się podobnie do kobiet wchodzących w czas menopauzy. Zmartwiłam się, kiedy zaczęłam tyć, czułam się napuchnięta z powodu zatrzymania wody, pomimo że pływałam, biegałam i zdrowo się odżywiałam.
W przeszłości kilka moich pacjentek miało chorą tarczycę i zbliżone objawy, lecz teraz, kiedy sama je czułam, mogłam dopiero całym sercem je zrozumieć. Było mi bardzo cieżko zaakceptować te 10 kg, które przytyłam w pół roku, chociaż wiedziałam, że jest to normalny objaw niedoczynności. Tarczyca jest naszym silnikiem i kiedy przestaje pracować, nasz metabolizm spowalnia.
Od trzech miesięcy przyjmuję hormon tarczycy, który będę już musiała brać do końca życia. Ponieważ mam rownież stan zapalny tarczycy, musiałam wykluczyć z diety cukier, aby go nie pogłębiać. Nie jem rownież niektórych warzyw, takich jak kalafior czy brukselka oraz soi, które mogą zaszkodzić tarczycy. Z uwagi, iż nie jem mięsa ani ryb, o wiele więcej spożywam teraz orzechów, nerkowców i migdałów, aby utrzymać odpowiedni poziom żelaza.
Przez ten cały czas Bóg był i jest ze mną. Cały ten czas wylewałam i wylewam przed Nim swe serce i obawy. Jezus przeprowadza mnie przez to, pomaga zaakceptować chorobę, zrozumieć, że bycie z Nim i życie z Nim na co dzień jest o wiele ważniejsze, niż skupianie się na chorej tarczycy. Postanowiłam razem z Nim dalej biegać, ćwiczyć, razem z Nim żyć i z Nim czekać cierpliwie, aż moje ciało wróci ponownie do pełni sił, gdyż “ci, którzy ufają Panu, nabierają siły, wzbijają się w górę na skrzydłach jak orły, biegną, a nie mdleją, idą, a nie ustają” (Księga Izajasza 40,31).
“Wszelką troskę swoją złóżcie na Niego, gdyż On ma o was staranie” (1 List Piotra 5,7).