…spaczony rozum ludzki pomija to, co oczywiście stoi mu przed oczami i twierdzi, że natura ludzka jest dobra, choć codziennie widać, jak wiele potworności dzieje się za sprawą ludzi.
Czwarta z dysput przygotowanych przez Marcina Lutra w latach 30. XVI wieku na temat Listu do Rzymian 3,28 jest łączona z trzecią, pod wspólnym tytułem „O usprawiedliwieniu”. O ile trzecia skupia się na podstawie procesu usprawiedliwienia (zbawieniu) człowieka, to czwarta w 33 tezach koncentruje się na właściwej diagnozie wstępnej dotyczącej stanu człowieka. Dochodzi ona do głosu już w pierwszej z tez: „Pod pojęciem usprawiedliwionego człowieka rozumie się grzesznika, który ma stać się wolny od grzechu”. Dlaczego jednak tak istotna jest diagnoza usprawiedliwionego jako grzesznika, dowiadujemy się z kolejnej tezy, która w odwołaniu do Ewangelii Łukasza 5,31 głosi, że zdrowy nie potrzebuje lekarza. Tym samym jeśli można by człowieka uznać za sprawiedliwego to nie będzie on potrzebował Bożego ratunku.
W tezie trzeciej M. Luter przywołuje jedno z kluczowych założeń swojej teologii, która przedstawiona była szczegółowo już w trzeciej z dysputacji, a mianowicie, że człowiek własnymi zasługami nie może zyskać sprawiedliwości przed Bogiem. Z tym łączy się pytanie, które staje się punktem wyjścia dla refleksji w kolejnych tezach (4-6). Brzmi ono, co zatem pragnie osiągnąć człowiek swoimi „zasługami” przed Bogiem? „Zasługami”, które są faktycznie czynami grzesznika, grzechami. To, że człowiek próbuje pokładać nadzieję we własnych uczynkach, wynika z faktu, że brak mu właśnie właściwej diagnozy własnej sytuacji. To zaś bierze się z braku wiedzy ludzi o grzechu pierworodnym i jego znaczeniu dla sytuacji człowieka. Dla M. Lutra jest oczywistym, że przy braku właściwego zdiagnozowania choroby niemożliwym jest dobranie właściwego lekarstwa.
W kolejnych tezach (7-11) Marcin Luter przedstawia swoje rozumienie istoty grzechu pierworodnego. Kluczem do jego zrozumienia jest brak wiary w Jezusa Chrystusa – Ukrzyżowanego. Właśnie brak wiary jest dla Reformatora jądrem grzechu pierworodnego, który po upadku Adama jest wrodzony wszystkim ludziom. Znaczy to, że jest to rzeczywiste zepsucie człowieka, jego natury, które tożsame jest z niewłaściwą postawą wobec Boga, postawą braku wiary, która czyni człowieka przed Bogiem winnym. Grzech pierworodny nie jest tylko czymś nieznaczącym, z czym człowiek może poradzić sobie własnymi siłami, jeśli tylko da dojść do głosu istniejącemu w nim dobru. Marcin Luter odrzuca taką pozytywną diagnozę sytuacji człowieka, gdyż w relacji do Boga kluczowym jest stosunek człowieka do żądania pierwszego przykazania Dekalogu, które domaga się wiary. Postawa niewiary prowadzi zaś do niepewności, odwrócenia się od Boga i negowania obietnic, które opierają się na tym, że Chrystus jest Zbawicielem. Taka grzeszna postawa, sprzeczna z pierwszym przykazaniem, pociąga za sobą wszelkie następne grzeszne czyny, które są jedynie skutkami i urzeczywistnieniem zasadniczej grzesznej postawy niewiary człowieka.
W tle tych rozważań Marcina Lutra stoi polemika z twierdzeniami na temat grzechu pierworodnego, jakie reprezentowała średniowieczna teologia. To właśnie średniowieczni teologowie ze swoim nauczaniem zdaniem Reformatora przyczyniali się do tego, że świat nie znał właściwej diagnozy grzeszności człowieka. W kolejnych tezach dysputy (12-19) Reformator wskazuje, które z poglądów teologii scholastycznej są sprzeczne z wyżej zarysowaną nauką o grzechu pierworodnym. Pierwszy zarzut kierowany w stronę scholastyków nie odnosi się do konkretnych twierdzeń, ale ma charakter bardziej ogólnej natury i odnosi się do tego, jaki owe poglądy mają wpływ na właściwe poznanie sytuacji człowieka. Spoglądając z tej perspektywy, Marcin Luter wytyka scholastykom, że po pierwsze podchodzili do kwestii zbyt lekceważąco, a ponadto ich nauczanie było zbyt niejasne. Oba te zarzuty tłumaczą, dlaczego z praktycznego punktu widzenia należy z owych scholastycznych twierdzeń zrezygnować. Jest to konieczne, jak już zostało zaznaczone wcześniej, bo właściwa diagnoza sytuacji człowieka warunkuje właściwe leczenie toczącej go choroby.
Wśród poglądów średniowiecznej teologii, które stały się przedmiotem krytyki Reformatora, znalazły się przede wszystkim definicje grzechu pierworodnego, które utożsamiały go z żądzą bądź z brakiem. W przypadku żądzy niejednokrotnie jeszcze redukowano jej rozumienie, widząc w niej nie ogólne, grzeszne pożądanie człowieka, które odwodzi go od Boga, ale jedynie pożądanie odnoszące się do sfery cielesnej, seksualnej, przez co poza nawiasem refleksji pozostawały wszelkie inne przejawy grzeszności człowieka. Brak zaś odnosił się do tezy o tym, że człowiek wraz z upadkiem utracił pierwotną sprawiedliwość, którą otrzymał w momencie stworzenia. Dla Marcina Lutra problemem były nie tyle same te klasyczne próby definicji grzechu pierworodnego, które znajdujemy także choćby u cenionego przez Reformatora Augustyna z Hippony, ale raczej wnioski, które z nich wyciągano w późnośredniowiecznym nauczaniu kierowanym do ludu.
Istotnym jest tutaj bowiem opis tego, jak człowiek winien poradzić sobie z problemem grzechu pierworodnego. Zdaniem późnośredniowiecznej teologii momentem kluczowym jest Chrzest, w którym zmyta jest nie tylko wina grzechu pierworodnego, z czym także zgadzała się Reformacja, ale również sam grzech. Tym samym dla późnośredniowiecznych teologów człowiek po Chrzcie rozpoczynał nowe życie niejako z czystym kontem. To, czy zapisze na nim obciążające go przed Bogiem grzechy śmiertelne, czy też dobre uczynki zależało od jego własnych wyborów. Grzech pierworodny ich nie determinował, stanowił jedynie zarzewie i słabość, które mogły, ale nie musiały doprowadzić do grzesznego czynu.
Jednocześnie w debacie teologicznej pojawiały się poglądy wskazujące na radykalne zepsucie natury człowieka wraz z upadkiem. Marcin Luter ocenia, że te dwa poglądy nie mogą współistnieć obok siebie, bo wzajemnie się wykluczają. Nie można jednocześnie opisywać naturalnych sił człowieka jako nienaruszonych i mówić, że grzech w sposób radykalny zepsuł w momencie upadku ludzką naturę. To, że ludzie wierzą i przyjmują za dobrą monetę optymistyczne diagnozy jakoby siły człowieka nie zostały naruszone przez grzech i jest on w sposób wolny zdolny wybierać dobro bądź zło, to złudzenie. Właściwą diagnozą jest uznanie, że człowiek ze wszystkimi swoimi siłami i rozumem został zepsuty przez grzech. Tyle tylko, że dla Marcina Lutra warunkiem uznania takiej diagnozy sytuacji człowieka jest wiara – bez niej człowiek nie jest w stanie poznać swojego rzeczywistego stanu.
Co więcej, niejasności i nieznajomość problemu w nauczaniu scholastycznym prowadzą do dyskusji na temat uczynków, które nie są ani dobre, ani złe, a także rozróżnianiem rodzajów niewiedzy człowieka, które prowadzi do usprawiedliwienia czynu. Marcin Luter krytykuje tutaj klasyczne narzędzie refleksji moralnej stosowane do oceny czynu wolnej jednostki. Chodzi bowiem o to, że diagnoza grzeszności nie jest w teologii Reformatora w pierwszej kolejności kategorią moralną dotyczącą jednostek, które swoje postępowania kształtują w sposób zupełnie wolny. Jest ona zasadniczo czymś innym – to jest kwestia poznania nie moralnego, a teologicznego. Chodzi bowiem o grzech i grzeszność rozumiane w pierwszej kolejności jako diagnoza stosunku człowieka do Boga, o grzech pojmowany jako postawa niewiary, która rodzi kolejne grzeszne czyny. Chodzi więc o te definicje, które Marcin Luter sformułował już w tezach od 7 do 11.
W tezach od 20 do 26 Marcin Luter rozwija swoją krytykę scholastycznego ujęcia grzechu, wykazując, że całość nauczania scholastycznego o grzechu jest dowodem na nieznajomość zarówno grzechu, jak i Chrystusa. Wynika to z faktu, że z powodu grzechu rozum, na którego zdolnościach opierają się w swoim poznaniu scholastycy, nie jest w stanie właściwie rozpoznać ani grzechu, ani Chrystusa. Człowiek nie jest też w stanie o własnych siłach właściwie pojąć Dekalogu, a szczególnie jego pierwszej tablicy, która opisuje stosunek człowieka do Boga.
Teoretycznie człowiek mógłby poznać grzech, obserwując jego oddziaływanie i skutki. Tutaj jednak także na przeszkodzie stoi jego ślepota wynikająca z uszkodzenia zdolności właściwego poznania w wyniku grzechu. Tak spaczony rozum ludzki pomija to, co oczywiście stoi mu przed oczami i twierdzi, że natura ludzka jest dobra, choć codziennie widać, jak wiele potworności dzieje się za sprawą ludzi. Jak zatem można twierdzić, że człowiek jest dobry, skoro zamiast dobra, które winno prowadzić do dobra, tak jak prawda do prawdy, widzimy, że czyni on tak wiele zła? Do tego stopnia, że w świecie zło panuje nad dobrem i tego pierwszego jest zdecydowanie więcej. Przykładem takiego stanu rzeczy jest dla Marcina Lutra życie polityczne, w którym w o wiele większym stopniu panuje złośliwość niż szlachetne poglądy. Innym przykładem są głosy poetów, a także wszystkich innych narzekających na brak dobrych ludzi. Pisząc o wypowiedziach poetów Reformator ma najprawdopodobniej na myśli jedną z satyr rzymskiego poety Juwenalisa z Akwinum (60-127).
Te wszystkie wyżej opisane strategie poznania grzechu, ze względu na jego skutki prowadzące do zaciemnienia i uszkodzenia ludzkich zdolności poznawczych, nie mogą prowadzić do właściwego rozpoznania istoty grzechu. Źródło tego poznania Marcin Luter wskazuje w tezie 27 i kolejnych. Jest nim Pismo Święte, które poświadcza, że natura człowieka nie jest dobra, a także, iż to, co w człowieku pozostało dobrym, jest używane do złych celów. Zgodnie z tym, co już powiedziane zostało wyżej – właściwe poznanie grzechu jest sprawą wiary. Dzieje się tak, gdyż jego źródłem jest objawienie Boże poświadczone na kartach Pisma Świętego.
Diagnoza Pisma Świętego służy także temu, by ukazać wielkość dzieła usprawiedliwienia. Tylko grzech traktowany poważnie pozwala właściwie postrzegać dzieło uzdrowienia z niego, jakie dokonuje się w usprawiedliwieniu. Ratuje ono bowiem od wiecznej śmierci i potępienia. Stąd też Boże dzieło usprawiedliwienia należy cenić wyżej od wszelkich ludzkich rozumowych prób samousprawiedliwienia się przed Bogiem, wszelkich ludzkich wymysłów czy wszelkich działań opartych na ludzkich uczynkach. Dla poświadczenia tego stanowiska Marcin Luter odwołuje się do apostoła Pawła, najprawdopodobniej mając na myśli tekst z 1 Listu do Koryntian 1,28. Na tej podstawie Reformator stwierdza, że jesteśmy niczym, tak jak z niczego zostaliśmy stworzeni. Ci zaś, którzy skupiają się na zewnętrznym blasku ludzkich uczynków albo też chcą być kimś przed Bogiem, nigdy nie zdołają poznać wielkości Bożych czynów względem człowieka. Są bowiem podobni do tych, którzy pragną poznać wspaniałość słońca, jednak w momencie gdy ono świeci, to zamiast skupić się na nim, koncentrują się na wychwalaniu blasku spróchniałego drewna.