Brak czasu, zabieganie, ważniejsze sprawy, obowiązki… Jak w tym wszystkim pomyśleć o sobie?
W jaki sposób odnieść się do własnego życia, do własnych problemów, do własnych znaków zapytania? Przecież żyję w konkretnym miejscu, mam określone obowiązki i zadania do wykonania, otaczają mnie konkretni ludzie.
Muszę, a przynajmniej powinienem mieć wszystko w tym moim życiu jakoś poukładane… Chociażby ze względu na to, że było nie było, inni patrzą. I co widzą? Czy mają widzieć mnie takiego, jakiego chcą i oczekują, czy takiego, jakim jestem naprawdę, a może to ja chcę być w oczach ludzi kimś innym i robię wszystko, aby to osiągnąć? A może sam boję się siebie, moich zachowań, moich reakcji nie tylko w stresujących sytuacjach… Byle tylko nie stracić dobrego imienia, nieposzlakowanej (prawie) opinii…
Jakie to moje życie zagmatwane… Czy nie mogłoby być prostsze, czarno-białe? Jak mam odnaleźć własną drogę, nie słysząc gdzieś w tle tego odwiecznego: „Co powiedzą inni?”. A moje słowa o odpowiedzialności wobec dokonywanych wyborów, o wolności, o wierze? Na ile jestem wiarygodny w tym, co mówię innym? Znowu pytania.
Mam ich chyba do siebie więcej, niż jestem w stanie znaleźć odpowiedzi. Chaotycznie stawianych, często długo oczekujących na jakąkolwiek reakcję. Czasami myślę, że to nie ma sensu, ale przecież Bóg… to On nadaje sens. Zapominam o tym czy często sam chcę nadawać sens każdej mojej godzinie?
Brak czasu, zabieganie, ważniejsze sprawy, obowiązki…
Obudź się, który śpisz, i powstań z martwych!
W.