Bóg mówi: I dam wam serce nowe, i ducha nowego dam do waszego wnętrza, i usunę z waszego ciała serce kamienne, a dam wam serce mięsiste (Księgi Ezechiela 36,26).
Pierwsza moja myśl – tu chodzi o odnowę. Odnowa kojarzy mi się z remontem lub renowacją i zastanawiam się, czy Reformacja była renowacją czy remontem. Innymi słowy, czy w reformie chodziło o duchowy remont generalny Kościoła, czy też o renowację i doprowadzenie do pierwotnego stanu? Zdania co do tego są podzielone, bo różnie patrzymy na zmiany i wszelkiego rodzaju odnowy w naszym społeczeństwie, rodzinie czy Kościele. Te odnowy nie zawsze dla wszystkich są drogą ku lepszemu, w niektórych budzą lęk i przekonanie o tym, że wszystko idzie w złą stronę i dąży do upadku. Żyjemy w czasach nieustannych zmian, co może powodować dyskomfort i rodzić obawy. Jak więc rozpoznać odnowę, reformę, reformację, która jest po Bożej myśli i która jest inspirowana Bożym Słowem?
Stąd druga myśl – odnowa rozpoczyna się od Bożego działania. To Bóg jest inspiratorem, tym który zapala i rozpala nowe idee. U Ezechiela jest obietnica, że to On da nowe serce i nowego ducha, jednak trudno jest nam oddzielić w naszych słowach to, co jest ludzkie od tego, co jest boskie. W Kościele te dwie natury – ludzka i boska – koegzystują. Dlatego każda odnowa, czy to w przeszłości, obecnie, czy w przyszłości związana jest z poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie o Bożą wolę. Praktycznie dzieje się to przez rozmowy, dyskusje, a czasem przez spory. Jak więc rozpoznać to, co boskie od tego co nie-boskie? Konieczne jest podejmowanie decyzji. I tu postawie pytanie: jakie decyzje są tymi, które rozwijają i przynoszą pożytek, a jakie są destruktywne? Więcej, chyba należy zadać pytanie, czy tak łatwo można podzielić decyzje na dobre i złe. Odpowiedź brzmi „nie” i dlatego potrzebujemy wzorca.
Jaki jest więc wzór miary, do którego można odwołać się, aby rozstrzygnąć ten problem? Z tym związana jest trzecia myśl. Ezechiel mówi o nowym sercu – sercu mięsistym zamiast kamiennego. Interpretuję to jako serce współczujące i wrażliwe w odróżnieniu do nieczułego, zimnego i twardego serca kamiennego. To Bóg daje wrażliwe serce, a człowiek otrzymuje taki dar „z łaski przez zaufanie”. To tylko dzięki przemianie, którą On może sprawić, otrzymujemy nowe życie, w którym miejsce naszego „ja” zostaje zastąpione przez Chrystusa: Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie (Ga 2,20).
Ta przemiana, której źródłem jest Chrystus, polega na zmianie perspektywy z „Ja” na „Ty”. W centrum przestaje być własna osoba, a jej miejsce zajmuje „bycie bliźnim”. Tak, nie inny człowiek, ale bycie bliźnim dla drugiego, tak jak Samarytanin był bliźnim dla pobitego. Co Bóg robi z nami przez ten dar? Pobudza nas do zaangażowania dla dobra drugiego. Jest to nam bezwzględnie potrzebne. Ale ten dar – serce, które odczuwa – jest także trudnym darem. Bo serce żywe i mięsiste jest narażone na zranienia. To jest czwarta myśl, że ludzie, których serce jest otwarte, często są ranieni, tak jak łatwo można naruszyć żywą tkankę naszego ciała. Aby tego uniknąć, człowiek ochrania swoje ciało, np. nosi buty. Są jednak ludzie, którzy chodzą boso, przez co ich skóra na stopach stała się odpowiednio gruba. Tak samo może wydarzyć się w czasie zażartych dyskusji o konieczność takiej czy innej odnowy. Stajemy się gruboskórni, aby nie być zranionymi, ale wtedy też częściowo tracimy zdolność odczuwania tego, co poza skórą, odczuwania innych. Historia reform, także tych w Kościele, zna takie przypadki, gdy dobre intencje doprowadzały do wojen i nieszczęść.
Dlatego, po piąte, obok serca mięsistego Bóg obiecuje, że da nam swojego Ducha: Mojego ducha dam do waszego wnętrza i uczynię, że będziecie postępować według moich przykazań, moich praw będziecie przestrzegać i wykonywać je (Ez 36,27).
Bóg, dając nam czułe i wrażliwe serce, nie zostawia nas samych i bez ochrony. Nie musimy swojej wrażliwości zamykać pod grubą skórą, ale możemy powoływać się na Boży autorytet. Naszą instancją odwoławczą, naszym wzorem miary, jest Słowo. Jestem przekonany, że w każdym działaniu w Kościele i w podejmowaniu różnych decyzji jest obecny Duch Święty – bo Bóg obiecał, że będzie z nami. Pozostaje jednak pytanie, na ile jesteśmy gotowi poddać się Jego działaniu. Używając słowa „jesteśmy”, mam na myśli każdą osobę. Tu powracam do myśli, że w Kościele jest zarówno boski, jak i ludzki pierwiastek. Bóg działa w nas i między nami, dlatego możemy słuchać Jego głosu, który dochodzi do nas jako głos sumienia, ale także słuchać siebie nawzajem, czy czasem ten nasz wewnętrzny głos nie został zniekształcony przez naszą starą naturę, która sama się odradza jak chwast. Czego więc potrzebujemy? Potrzebujemy pokornego wejrzenia w siebie, aby demaskować w sobie to, co jest grzechem.
I po szóste. Duch Święty konfrontuje nas z tym, czego Bóg od nas wymaga i daje nam zdolność rozumienia i wypełniania Jego przykazań. I nie chodzi tylko o zakazy, ale także o konkretne wyzwania. Przykazania to obietnica, że Bóg przez nowe serce i przez Ducha Świętego uzdolni nas do tego, aby żyć według Jego Słowa.
W Księdze Ezechiela 36,26 jest zapisana Boża obietnica naszej odnowy, każdego z osobna, ale też nas jako wspólnoty i ludzkości. Czy wierzysz, że ta obietnica spełnia się na naszych oczach?